poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział pierwszy ,,Not available"

- Andreas ruszaj się! Chyba, że chcesz się spóźnić do szkoły. A mówią, że to kobiety zawsze się spóźniają. - Eh - jem płatki na mleku. Została mi jeszcze połowa, a oni mnie poganiają. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Sportowiec musi zjeść w spokoju i nie może się śpieszyć, nawet gdyby się spóźnił do szkoły. Wielkie mi halo.
- Mamo, czy Andreas nie zachowuje się jak baba? Maruda, zrzędzi, nigdy nie ma się w co ubrać, tylko by się stroił przed lustrem i na zakupy latał, nie wspomnę o idealnie ułożonej fryzurze. - no tak Julia. Szybko mnie denerwuje. Jej docinki mnie wkurzają, ale staram się nie zwracać na nie uwagi
- Księżniczko ruszaj się! Ja nie chce się spóźnić do szkoły. - dwie łyżki do skończenia posiłku. Kiedy wypijam ostatnią wstaję i chowam miskę do zmywarki. Nałożyłem buty, kurtkę, a na głowę moją ulubioną fioletową czapkę z logo sponsora. Kto wymyślił chodzenie do szkoły? Powinienem być w Norwegii na konkursie Pucharu Świata, ale nie bo muszę chodzić 10 dni w ciągu jednego miesiąca do szkoły. Niestety taki mam warunek.

Pierwsza biologia. Na lekcji siedzę z moim kumplem Paulem. Jest jeszcze paru chłopaków, z którymi się dogaduje. Dziewczyn jest 13 i spałem z 12. Czemu wszystkich nie zaliczyłem, bo jedna niedostępna. Mia. Próbowałem, ale dostałem kosza. Jest inna, jako jedyna nie poleciała na mój wdzięk osobisty. Co to jest za laska. Bogini. Usiadłem na ławce i założyłem ramiona.
- Hej ślicznotko - uśmiechnąłem się, musi być moja.
- Znowu ty Wellinger! Odwal się! Codziennie muszę ci to powtarzać.
- Jesteś piękna jak się denerwujesz, że mam...
- ... że mam na ciebie ochotę. Tak, tak Wellinger. Naprawdę musimy przechodzić przez to każdego dnia.
- Widzisz, ale codziennie inaczej się kończy. Ale czekam aż zgodzisz się pójść ze mną na randkę.
- Za jakie grzechy. Po moim trupie!
- Wellinger! - słyszę wrzask za moimi plecami
- Ile razy ci mówiłam żebyś nie siadał na ławce. - No tak pani Richer. Nikt by nie uwierzył, ale też była moja. Niestety nikomu nie mogę się pochwalić, bo i ja i ona skończylibyśmy tragicznie. Włosy miała związane w koński ogon na czubku głowy. Nosiła czarne okulary. Idealnie pasowały do koloru jej włosów. Zawsze miała na sobie ciemne spodnie i sweter. Raz założyła miętową sukienkę, którą później z niej ściągnąłem.
- Wellinger to może opowiesz nam o budowie komórki zwierzęcej i roślinnej.
- Może... to zły pomysł.
- Szybko do odpowiedzi, zacznij od zwierzęcej - dobra nie powiem, że się nie uczyłem, bo teraz nic innego nie robię, ale za tydzień biorę udział w zawodach. Mój czas szkoły na ten miesiąc się kończy.
- Ocena bardzo dobra, siadaj.-Przesiedziałem resztę lekcji bazgrająć na końcu zeszytu.
- Nareszcie! - krzyknąłem. Dzwonek.
- O mój Boże. Historia!
- Mia, nie cieszysz się, że historia.
- Nie! Złapałem ją za rękę, ale natychmiast odpowiedziała siarczystym policzkiem w moja stronę.
- Dotknij mnie jeszcze raz, a dostaniesz mocniej. Fascynuje mnie ta dziewczyna. Ostra. Ciekawe jaka jest w łóżku.

- No hej słonko. - rzuciłem wchodząc do klasy.
- Masz swoją połowę ławki i nie masz prawa jej przekraczać.
- Może, blady, uważa, że idealnie do siebie pasujemy i dlatego nam kazał razem siedzieć.
- Marzenie, odsuń się - kocham historie, nie to, że mnie fascynuje, ale mogę siedzieć z moją kochaną Mia.
- Nie gap się na mnie! - warknęła.
- Co ja zrobię, że jesteś taka piękna. Ciekawe jak wyglądasz bez tego wdzianka! - szepnąłem jej do ucha.
- Wellinger! - krzyknęła, wszyscy na mnie spojrzeli
- Pani Steele, z ust mi to pani wyjęła! Wellinger do odpowiedzi!
- Znowu. - Został jeszcze pan i opowie mi pan o drugiej wojnie światowej. - dobrze, że zakuwałem wczoraj do późna. Kolejna ocena bardzo dobra. Nauka czasem nie jest bezużyteczna. Wróciłem do ławki.
- Pan gwiazda się uczy!
- Jesteś ze mnie dumna, cieszę się księżniczko. Przez całą lekcję moje oczy były skierowane na jej kobiece kształty. Po szkole wróciłem do domu i od razu zabrałem się za naukę. Wpadł mi do głowy pewien pomysł wziąłem telefon o wybiłem numer.
 - Potrzebuje dwóch biletów na sobotnie zawody!

- Cholera! - krzyknąłem, gdy mój budzik zaczął dzwonić na cały pokój. Nienawidzę, kiedy wiem, że muszę wstać i iść do szkoły. Wyłączyłem go. Nastała cisza. Wyciągnąłem z szafy granatowe spodnie i koszulę. Z dołu dolatywały pyszne zapachy. Zszedłem do kuchni by sprawdzić co zjem na śniadanie.
- Kocham cię mamo - powiedziałem, gdy na stole zobaczyłem talerz z naleśnikami i od razu się za nie zabrałem. Naleśniki z dżemem brzoskwiniowym dają mi energię na cały dzień
- Księżniczka głodna nic nowego, ale przypominam ci, że dzisiaj robisz obiad.
- Pojebało cię? - zdziwiłem się
- Andreas! Wyrażaj się!
- Oj mamo!
- Sam mówiłeś, że we wtorek robisz obiad.
- Idiotka!- szepnąłem pod uchem.
- Dzieci zbierajcie się do szkoły!
- Julia działa mi na nerwy, dziwie się, że jeszcze żyje. Paul ostatnio stwierdził, że mu się podoba, ale zastanawia mnie każdego dnia co w niej zobaczył. Ja? Obiad? Pojebało ją?

Dotarłem do szkoły. Pierwsza matematyka. Nienawidzę jej, to najgorszy przedmiot jaki wymyślili. Wczoraj próbowałem nauczyć się tych cholernych wzorów i rozwiązywać zadania, ale nic mi nie wychodziło. Usiadłem w ostatniej ławce.
 - Witam królewnę! - powiedziałem dziewczynie siedzącej przede mną. Miała na sobie biały top i czarne rurki.
- Dzień dobry- weszła do klasy matematyczka. Dzisiaj zrobimy cztery zadania. Rozdała kartki, kiedy dotarła do naszego stolika zatrzymała się.
- Pana Wellingera zapraszam do pierwszego zadania.
- Pani profesor, może ktoś inny?
- Zapraszam pana - Stałem przy tej tablicy jak idiota. Nic nie umiałem. Wypisałem tylko dane i błędne wzory, których wczoraj się uczyłem.
- Panie Wellinger i co mam z panem zrobić.
- Uczyłem się, ale nie moja wina, że tego nie rozumiem.
- Ma pan czas do piątku, aby nadrobić zaległości i myślę, że panna Steele panu pomoże.- Profesorka zwróciła się w stronę dziewczyny, a ja stałem uśmiechnięty i przyglądałem się jej.
- Ja? Dlaczego ja? - rzuciła Mia. - Doskonale pani rozumie przerabiany materiał i pomoże wytłumaczyć panu Wellingerowi. Dogadajcie się. Siadaj. - zajrzałem do zeszytu. Niestety. Niedostateczny. Mia będzie moją korepetytorką, nie mogę się doczekać. Próbowałem jakoś rozwiązać te zadania na lekcji, ale nic nie szło, więc przepisałem z tablicy. Dostaliśmy 3 zadania na jutro. Usłyszałem dzwonek.
- Na kiedy się umawiamy?
- Boże, za co mnie karasz - uśmiechnąłem się. - Dzisiaj?
- Doskonale, wiedziałem, że w końcu zgodzisz się na randkę, u mnie o 16:00. - ruszyłem w stronę wyjścia.
- To nie randka! - usłyszałem tylko krzyk. Miałem dwa wf. Na jednym gimnastyka, a na drugim siatkówka. Coś co poza skakaniem mnie interesowało. Niemiecki. Fizyka. Chemia. I na końcu moja długo oczekiwana lekcja - historia. Wszedłem do klasy dawano po dzwonku. Blady już był, w końcu zaczął pytać.
- Przepraszam za spóźnienie - rzuciłem i poszedłem w stronę ławki.
- Miałam nadzieję, że nie przyjdziesz. - uśmiechnąłem się, nic nie mówiąc. Zaskoczyło ją to. Nauczyciel miał dzisiaj dobry humor więc zapowiedział, że będzie pytał całą lekcje, a my mamy czytać kolejny temat. Wyjąłem z książki kopertę i przesunąłem pod dłonie dziewczyny.
- Co to ma znaczyć?
- Otwórz to się przekonasz. - Wellinger! - warknęła i otworzyła kopertę.
- Dwa bilety na piątkowy konkurs. Możesz zabrać kogo chcesz. - patrzyła na mnie jak w obrazek.
- No wiem, że ci się podobam, ale tutaj Mia, to zły pomysł. Poczekajmy z tym do 16:00.
- Idiota!
- Panna Steele zapraszam z zeszytem - Mia była ostatnią osobą, którą zapytał. Dzień w szkole dobiegł końca. Teraz mam wymarzoną randkę z diabełkiem. Pociąga mnie ta dziewczyna.

 Siedzę w salonie i gapię się w ten zegarek. 14:44. Mia przyjdzie o 16:00. Czas leci wolno. Sięgam po szklankę z wodą, nagle zauważam mała karteczkę od wrednej małpy. [Co na obiad braciszku?] Wstrętna świnia. Przyglądam się i czytam. Zerkam ponownie na zegarek. 14:50.
- Zwariuje! - krzyczę, dobrze, że jestem sam. Wstawiłem wodę na makaron. Postanowiłem zrobić spaghetti carbonara. Nałożyłem posiłek na dwa talerze, wziąłem wino i zaniosłem do mojego pokoju.
- Cholera! Julia! - wpadłem na nią schodząc na dół.
 - Przepraszam Andy.
- I koszula do kosza przez twoją głupotę. - Cały przód wymazany sosem od spaghetti. Zdjąłem ją i rzuciłem w nią.
- Nie wiem co zrobisz, ale ma wrócić do mnie czysta.
- Andy spodziewasz się kogoś? - usłyszałem dzwonek.
- Cholera. Mia. Pomaga mi w matmie.
- No to ja idę do siebie, a ty otwórz drzwi.- zatrzymałem się przed drzwiami i pociągnąłem za klamkę.
- Zapraszam - otworzyłem drzwi.
- Kurna, Wellinger bez żartów. Ubieraj się albo wychodzę.
- Spoko, wypadek przy pracy. Chodź złapałem ją za rękę i pociągnąłem na górę.
- Łapy przy sobie - wyrwała swoją dłoń.
- Jasne, ale zawsze możesz zmienić zdanie.
- Co to ma kurwa być? - warknęła, wchodząc do mojego pokoju.
- Hm... Kolacja? - Wellinger nie przyszłam jeść tylko ci pomóc.
- Nie chcesz jeść to nie, ale przykro mi ja jestem głodny. Nie zacznę myśleć jak nie zjem.
- A ty w ogóle myślisz.
- Ha ha ha. Wina?
- Nic tam nie dolałeś?
- Nie pomyślałem o tym. - Puściłem jej oczko.
- Jedz i zaczynajmy! - Siedziałem na łóżku jedząc makaron. Mia stała przy biurku z kieliszkiem białego wina rozglądając się po pokoju. Wzrok skierowała na wiszące zdjęcie.
- Od kiedy skaczesz? - zapytała i wyciągnęła z torebki dwa bilety - nie mogę ich przyjąć - dodała
 - Od dawna skaczę, Mia nie obchodzi mnie, że nie możesz, musisz je przyjąć i przyjść w sobotę pokibicować swojemu uczniowi. - uśmiechnęła się i spojrzała na mój talerz.
- Wygląda na to, że skończyłeś jeść! - siedziałem na łóżku i słuchałem co mi tłumaczyła. Rozwiązywała zadanie a ja patrzyłem na jej kasztanowe oczy i malinowe usta. Wziąłem do ręki wino i napełniłem kieliszki.
- Chcesz mnie upić?
- Nie zaprzeczę, że byłbym zadowolony.
- Dobra Wellinger, jeszcze jedno zadanie i na dzisiaj wystarczy, może wpadnę jutro.
- Jakie kupić wino?
- Woda wystarczy, a teraz trzymaj i rozwiązuj. - Jakoś mi poszło. W sumie to nie takie trudne, gdy wszystko podstawi się do wzorów.
- No i bomba, może sam sobie poradzisz jutro? - patrzy mi w oczy chyba pierwszy raz w życiu. Przysuwam się bliżej. Odsuwa się. Pochylam się i nasze usta się stykają. Zwykły pocałunek zmienia się w namiętny. Delikatnie zsuwam z niej sweter i podwijam top do góry. Moje dłonie wędrują na jej uda. Odpycha mnie i wybiega z pokoju.
- Mia! - krzyczę.
 __________________________
Rozdział dedykuję Paulince - mojej kochanej doradczyni

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

2 komentarze:

  1. Witam :)
    Przyjemny rozdział i jak na pierwsze opowiadanie to jest sympatycznie :) Całkiem dobrze piszesz, więc nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powodzenia, ale przede wszystkim dużej weny i cierpliwości, bo bez tego to ciężko cokolwiek tworzyć :) Andi jaki podrywacz, no no... Jestem ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy.
    Buziaki :**
    PS. Zapraszam również w wolnej chwili do siebie. Może spodoba Ci się moja historia? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział , już nie moge doczekać się nowego.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń