środa, 27 maja 2015

Rozdział czwarty ,,Photographer"

  Otworzyłem oczy i ujrzałem dwie długie nogi. Ku mojego zaskoczenia dziewczyna wychodziła.
- Hej, a ty gdzie? - powiedziałem zaspanym głosem.
- Jest już późno, ale dzięki za noc. Było miło. - uśmiechnęła się
- To może powtórzymy to co było miłe? - złapałem ją za nadgarstki i przyciągnąłem do siebie
- Puść, muszę iść. - otworzyła drzwi i tyle ją widziałem.

 Poszedłem wziąć prysznic, po czym założyłem czarne dresy i niebieską bluzkę. Byłem głodny więc udałem się do kuchni.
- Andy, czemu twoja nowa zdobycz tak szybko wyszła? Czyżbyś nie spełnił jej oczekiwań.
- Głupia jesteś! - krzyknąłem.
- Nie obrażaj się! A swoją drogą niezła laska. - jej śmiech z salonu było słychać aż w kuchni. Postanowiłem zjeść grzanki z dżemem.
- Jak udała się randka? - zapytałem siadając z talerzem między siostrami.
- Właśnie opowiadam Tanji i nie będę zaczynała od początku, a poza tym o paru faktach nie musisz wiedzieć.
- Przeleciał cię? To musiało być obrzydliwe.
- Andreas! - krzyknęła i strzeliła mnie po głowie. - Nie, nie poszliśmy do łóżka, ale...
- Oo jest ale... Więc słucham.
- Zaprosił mnie jutro na obiad.
- Zabieraj łapy z mojego talerza! - wrzasnąłem tak głośno, że kot, który leżał na kolanach Tanji uciekł na górę. Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału. Nerwicy przez nią dostanę.

Czas się zbierać na trening. Schuster wystawił mnie do drużynówki, no ale nie dziwie mu się. Tylko jeden Severin był lepszy ode mnie.

- Lewa, prawa, lewa, prawa! Szybciej chłopaki! Co jest z wami!
- Trenerze...
- Cicho być. Dwa okrążenia migiem!  - Nie dałem rady na żadne ćwiczenia, a co dopiero na bieganie. Kiedy przybrałem pozycję do biegu to runąłem na ziemię.
- Andreas! Co to ma być! Trzy okrążenia! Szybko bo czwarte będziesz biegał. - wstałem i zabrałem się za ćwiczenie. Szło mi ciężko, nie mogłem złapać oddechu, czułem, że moje serce przestaje funkcjonować. Taki wysiłek przed konkursem, trener do końca zgłupiał, ale niestety jest twoim szefem i on tobą kieruje.
- Wellinger! Szybciej! - Czepia się mnie dzisiaj, lewą nogą wstał czy co? Po zakończeniu biegania powiedział to na co czekałem od rana.
- Starczy ćwiczeń. Daje wam piłkę i macie półgodziny, aby pograć. O 12:00 koniec treningu, czas wolny aż do pierwszej serii.
- Nareszcie. W końcu ulga i spokój, mogę odpocząć. Nie chciało mi się nic robić więc odpuściłem  grę i poszedłem na krótki spacer. Pogoda była okropna. Jedyny plus to to, że nie było wiatru, a tak poza tym zimno, pochmurno i mgliście.
  W pobliżu skoczni usłyszałem głośne krzyki. Podszedłem bliżej i zobaczyłem niemal czerwonego ze złości Shustera, który wydzierał się do telefonu.
- Nie obchodzi mnie, gdzie jesteś teraz! Jesteś pod moją opieką i mam prawo cię kontrolować. Więc mam prawo wiedzieć co się z tobą dzieje i gdzie balowałaś dzisiejszej nocy! - Nie widziałem go nigdy aż tak wściekłego owszem zdenerwowanego to tak, ale teraz pobijał wszystkich. Najwyraźniej ktoś nieźle zalazł mu za skórę.
- Dość tego! Od dzisiaj spędzasz ze mną każdy konkurs, będziesz jeździła ze mną i kadrą. A teraz chce cię widzieć na skoczni za 10 minut! - ponownie krzyknął do słuchawki i rzucił nią o ziemię. Po cichu wycofałem się i ruszyłem w przeciwnym kierunku.

Od porannego treningu minęło sporo czasu, dlatego poszedłem pobiegać i porozciągać mięśnie. Kiedy byłem gotowy i zbliżał się czas skoku, powróciłem do domku. Skakałem w drużynie jako pierwszy. Musiałem się postarać. Wziąłem sprzęt i wolnym krokiem udałem się na wyciąg.
- O Andreas, chodź na chwile - zauważyłem Shusteta, który stał z jakąś dziewczyną przy schodach na wyciąg.
- Słucham trenerze. - Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej.
- Poznaj moją córkę, Lenę. Będzie naszym nowym fotografem. Weź ją ze sobą na górę.
- Tak jest! - Trener odszedł a jego córka stała jakiś metr ode mnie. Miała założony kaptur i ciemne okulary. Trzymała dystans.
- Miło Cię poznać Lena - dziewczyna zaśmiała się, podeszła bliżej mnie.
- Ciebie również, Andreas. - Ruchem ręki ściągnęła nakrycie i okulary.
- O w mordę! - zamarłem
- Nie bój się mnie, nic nie poradzę, że mój stary wymyślił, że będę waszą fotografką, chociaż to po części twoja wina - śmiała się - szkoda, że nie zrobiłam ci zdjęcia.
- Wiedziałaś kim jestem? - byłem przerażony
- No jasne, ale nie wiedziałam, że tak szybko się spotkamy. No wiesz, nie wróciłam dzisiaj na noc do domu, więc ojciec postanowił mieć mnie na oku. Nie żałuje. - puściła mi całusa i poszła na wyciąg. Zrobiłem to samo. Usiedliśmy razem, ale żadne z nas nie poruszało jakiegokolwiek tematu, a tym bardziej dzisiejszej nocy.

Leżałem na łóżku i słuchałem muzyki. Odpoczywałem po zawodach. Udało nam się wygrać. Chłopaki zaproponowali mi wypad na miasto, ale po pierwsze nie miałem siły, po skokach i przede wszystkim po porannej rozgrzewce, a po drugie miałem dość wczorajszego klubu
Na dodatek sprawy się skomplikowały i muszę to sobie poukładać. Moje rozmyślenia i spokój przerwała moja siostra. Wparowała do pokoju i zaczęła się drzeć. Nakryłem głowę poduszką i czekałem aż wyjdzie, ale ona nie miała takiego zamiaru. Zaczęła mi opowiadać krok po kroku swoją randkę. Tanja pojechała do siebie więc ja musiałem ją zastąpić.
- Słyszysz? - przerwałem jej w połowie zdania
- Co?
- Ktoś dzwoni do drzwi. Idę sprawdzić. - Jaki byłem wdzięczny. Zszedłem na dół by otworzyć drzwi.
- Lena? - zdziwiłem się
- A nie widać? Wpuścisz mnie czy będziemy tak stać?
- Tak, wchodź. Twój ojciec wie, że tu jesteś?
- Wie, przyniosłam ci zdjęcia - zaśmiała się - musiałam coś wymyślić.
- Chodźmy do mnie - kiwnęła głową. - Co cię tak naprawdę sprowadza? - zapytałem zamykając drzwi.
- To - pocałowała mnie.
________________________________
No siemka
Lecimy z kolejnym rozdziałem. Myślę, że wam się spodoba.
Kolejny w piątek lub sobotę:D
Buźki

sobota, 23 maja 2015

Rozdział trzeci ,,Reveille''

- Andreas! - poranne krzyki w pokoju doprowadzają mnie do szału.
- Won! - uniosłem się i przewróciłem się na drugi bok.
- Jak sobie chcesz, ale jest 10:15, z tego co pamiętam masz dzisiaj zawody i za 45 minut spotkanie z Shusterem, ale dobranoc.
- Jej! - zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Słyszałem tylko śmiech siostrzyczki. Ubrałem się i pędem zleciałem do kuchni. Nalałem mleka do miski i wsypałem płatki.
- Nie udław się! - Weszła do kuchni z wielkim uśmiechem - Myślisz, że na randkę mam się ubrać w ładną kieckę czy włożyć jeansy i koszulę.
- Czemu nie zbudziłaś mnie wcześniej?
- Ciesz się, że w ogóle cię zbudziłam! - wziąłem ostatni łyk mleka i pobiegłem w stronę wyjścia!
- Andreas!
- Co? - warknąłem
- To co z tymi ciuchami i Michim?
- Kiecka, może być - odpowiedziałem z uśmiechem. Przynajmniej ja tak uważałem.- Jedziesz ze mną? - dodałem.
- Oszalałeś! Muszę się szykować!
- Michael po ciebie przyjedzie.
- Co?!
- Gadałem z nim wczoraj i ma tutaj wpaść gdzieś o 20:00 - widziałem jaka jest szczęśliwa. Pobiegła zbudzić Tanję i zabrać ją na zakupy, a ja szybko udałem się do klubu narciarskiego.

Wpadłem do sali, wszyscy już byli. Usiadłem między Severinem a Marinusem. Chwyciłem za szklankę z wodą i wziąłem porządny łyk.
- Wellinger? Coś na usprawiedliwienie? - Shuster przerwał swoje pouczenia i skupił uwagę na mnie.
- Przepraszam trenerze, jak mam być szczery to zaspałem. Werner tylko spojrzał i zaczął nawijać dalej. Od dzisiejszego konkursu zależy kto wystartuje jutro w drużynówce. Jego gadanie trwało wieczność, a gdy już skończył udaliśmy się na serię próbną. Mocno nie przykładałem się do skoku, przecież to tylko trening. Trybuny świeciły pustkami. Poszedłem na sektor H.
- Andreas? Co ty tu robisz? - spostrzegłem wysoką blondynkę.
- Eva, hej
- Cześć.
- Gdzie Mia? - Były przyjaciółkami, więc miałem nadzieje, że przyszły razem.
- No właśnie nie wiem czy się pojawi, bo wiesz - urwała
- No nie wiem.
- Nie chce się z tobą spotkać.
- Dlaczego?
- Myślałam, że wczoraj to sobie wyjaśniliście.
- Jak widać nie! - warknąłem i poszedłem w kierunku domków. Pogoda była piękna. Świeciło słońce, ale mróz dawał znaki. Czas do konkursu spędziłem rozgrzewając mięśnie. Lubię biegać dlatego okrążyłem teren skoczni. Spotkałem Michaela porozmawialiśmy o technice wykoku i o wieczornym wyjściu z Julią. Udałem się po sprzęt.
- O wilku mowa. - usłyszałem, gdy tylko przekroczyłem próg - Andy idziesz z nami do klubu?
- Kiedy?
- Dzisiaj 22:00? - Severin siedział z uśmiechem na twarzy i czekał na moją odpowiedź.
- Idziesz czy nie? - wrzasnął Richi.
- Czemu nie, idę. - wziąłem plecak, narty i ruszyłem do windy.

 Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Byłem sam. Drzwi rozsunęły się, wciąż stałem, a moje oczy były skierowane na wprost. Ocknąłem się, gdy drzwi zamknęły się, ale niestety było za późno, bo winda zaczęła jechać w dół.

 W milczeniu udałem się by oddać skok. Długo czekałem. Zacząłem marznąć, bo były mocne podmuchy wiatru. Kiedy usiadłem na belce, czułem ulgę, że w końcu mogę skoczyć. Nie wiedziałem jaki mam wiatr, ale kiedy byłem w powietrzu poczułem, że lece wysoko nad zeskokiem i mam wiatr pod narty. Idealny telemark. Wysokie noty. Mimo odjętych wielu punktów, wyprzedziłem Thomasa. Ten skok da mi prowadzenie przez dłuższy czas. Severin zmiótł swoim skokiem wszystkich rywali. Podszedłem i pogratulowałem koledze prowadzenia po pierwszej serii. Sam natomiast zająłem siódme miejsce. W drugiej serii miałem wiatr w plecy, ale udało mi się skoczyć za zieloną linie. Konkurs zakończyłem na piątym miejscu. Wygrał oczywiście Sevi. Byłem zadowolony z dwóch skoków.

Siedziałem z Tanją w salonie. Patrzyliśmy jak nasza głupia siostra szykuje się do randki z Michaelem. Nie podobał mi się ten pomysł, ale pośmiać się z Julii to co innego.
- Ta czy ta? - Stanęła przed nami z dwoma sukienkami.
-Granatowa.
-Czarna.- powiedzieliśmy z Tanją równocześnie.
- Ech - westchnęła - Ta wasza pomoc. Biorę czarną.
- Ej no! - krzyknęła Tanja.
- Wybacz siostra, ale jak Andy mówi, że czarna to czarna. Facetem jest, więc Michiemu mam nadzieję, że też się spodoba. - Nie! - wrzasnęła, gdy tylko usłyszała pukanie i szybko pobiegła na górę. Podniosłem się i poszedłem otworzyć drzwi.
- Zapraszam do środka - uśmiechnąłem się - Może to jeszcze troche potrwać. - zaśmiał się
- Chodź poznasz moją drugą siostrę. Tanja Michael. Michael Tanja.
- Miło mi. - usiadł obok na kanapie i zaczęliśmy rozmowę. Po jakiś dziesięciu minutach, pojawiła się Julia. Muszę powiedzieć, że wygląda ładnie. Gdyby nie była moją siostrą, to kto wie.
- Miłej zabawy - zamknąłem za nimi drzwi.
Dochodziła 21:00, dlatego zacząłem się szykować na imprezę. Włożyłem granatowe spodnie i błękitną koszulę. Włosy postawiłem na żel, a kiedy byłem już gotowy wziąłem laptopa zacząłem przeglądać fejsa. Mia. Zobaczyłem, że jest dostępna i nie zawachałem się by napisać.

[[Czemu nie było cię na skoczni?]]
[[Mia?]]
[[Nie ignoruj mnie]]
[Czego chcesz?]
[[Czemu nie przyszłaś?]]
[Bo nie!]
[[Unikasz mnie!]]
[Wcale nie!]
[[To dlaczego nie chcesz się ze mną spotkać? Boisz się mnie?]]
[Nie, nie boje]
[[Za 20 minut w klubie ,,Break'' czekam na ciebie!]]
Wyłączyłem fejsa. Złapałem za kluczyki samochodu i zszedłem do kuchni, gdzie była Tanja.
- Zawieziesz mnie?
- Ech... Daj - wystawiła rękę na klucze. Usiadłem za kierownicą, zaraz dołączyła Tanja.
- Myślisz, że Michael poważnie myśli o Julii? - mało nie rozbiłem auta. Moje oczy wypełniły się łzami, a ja nie mogłem złapać oddechu. - Czego się śmiejesz?
- Niezły żart siostra, kto jak kto ale ty umiesz doprowadzić człowieka do śmiechu. Przecież on jej nawet nie zna. A pozatym kto by ją chciał.
- Ałaa - krzyknłem kiedy przywaliła mi w ramie. Całe szczęście, że byliśmy już pod klubem.- dostała ode mnie całusa w policzek.
- Przyjechać po ciebie?
- Poradze sobie, ale dzięki. Wszędzie ludzie jak to w piątek. Znalazłem chłopaków. Oczywiście Marinus już kręcił z nieznajomą a Markus z Richim rządzili na parkiecie. Zamówiłem piwo, później jeden kieliszek wódki drugi, trzeci, czwarty, piąty...
- Dosyć młody! - Severin wyrwał mi kolejny kieliszek.
- Daj! - krzyknąłem
- Nie! Jutro zawody, chcesz mieć kaca?
- Mam to gdzieś!
- Andreas co jest?
- Nic! - warknąłem, dałem znać kelnerowi.
- Mów!
- Laska mnie olała. - wypiłem kolejną porcje czystej.
- Ale mam ją gdzieś ide się zabawić.
- Idź do domu!
- Sevi daj mi spokój. - Poszedłem na parkiet. Lekko kręciło mi się w głowie. Tanczyłem z dziewczynami, jedna wpadła mi w oko i co najlepsze ja jej też. W tej chwili liczyła się tylko ona! Byłem zły na Mię, że nie przyszła, że mnie poprostu nie chce.
- Chodź do mnie! - rzuciłem jej, a ona wbiła się w moje usta. Nie wiem kiedy i w jaki sposób znaleźliśmy się w domu. Rzuciłem ją na łóżko i miło spędziłem noc.
_________________
Hejka.
Bardzo się ciesze, że jest was tyle. Dziękuję
Ps. Rozdziały prawdopodobnie będą się pojawiać 2 razy w tygodniu

środa, 20 maja 2015

Rozdział drugi ,,Absent"

- Paul, nie widziałeś Mii? - zapytałem kumpla, siedzącego przed szkołą.
- Od wtorku, ani razu.
- Ech...- westchnąłem. Nie ma jej w szkole trzeci dzień. Lekcja zaczyna się za cztery minuty, a jej nie wciąż nie widzę.
- Całowaliśmy się!- wydusiłem z siebie dwa słowa.
- O mamo! Kiedy?
- We wtorek, jak przyszła mi pomóc w matmie. Wszystko szło w dobrym kierunku, kiedy po prostu przerwała, wyszła i od tamtej pory jej nie widziałem, a musimy pogadać!
- To idź do niej.
- Myślałem o tym tylko nie mam do tego głowy, a dziś muszę iść na trening. Mam nadzieję, że pojawi się jutro na skoczni. Usłyszałem dzwonek. Usiadłem w pierwszej ławce, czekałem, aby napisać test i żeby dzień w szkole się w reszcie skończył.
- Powodzenia - szepnęła do ucha blondynka. Aga. Wymusiłem uśmiech. Dostałem kartkę A4. Znajdowały się na niej 4 zadania. Miałem 20 minut. Zaczynałem od schematu, którego nauczyła mnie Mia. Och Mia. Moje serce z oddechem przyśpieszyło.
- Dobrze się pan czuje?
- Tak proszę pani, mogę dostać więcej czasu?
- Jeśli uzna pan że potrzebuje więcej czasu to zgoda - nie rozumiałem mojej reakcji na wspomnienie o dziewczynie, która nie widzi we mnie pięknej buzi. Rozwiązałem zadania i oddałem kartkę. Po lekcji zostałem, aby dowiedzieć się czy zaliczyłem. Siedziałem. Czekałem.
- Panie Wellinger, dobry, brawo. - byłem szczęśliwy. Dobry z matmy.

Szkoła była pusta, całe szczęście, że następny tydzień mam wolny. Wracałem do domu, kiedy moją uwagę przykuła mała kwiaciarnia na końcu ulicy. Przed powrotem do domu muszę załatwić ważną sprawę. Kupiłem dużą białą różę i udałem się pod jej blok. Zadzwoniłem do drzwi.
- Co ty tu robisz? - Zacząłem się jąkać.
- Nie wpuścisz mnie? - odsunąłem ją i sam wszedłem do środka.
- Nie miałam takiego zamiaru, ale się wprosiłeś.
- Przyszedłem podziękować i przyniosłem ci różę. Nie wiem jak się wręcza kobietom kwiaty, bo robię to pierwszy raz. - dziwnie na mnie patrzyła. Wstała, wyciągnęła z szafki wazon i nalała wody. Jak ona na mnie działa. Rzuciłem róże na podłogę i wbiłem się w jej usta. Chwyciłem ją i posadziłem na stole. Była taka delikatna i słodka. Położyłem ją i wziąłem się za rozpinanie guzików koszuli. Po chwili całowałem jej ciało. Przysunąłem ją bliżej i zerwałem koszulę. Moje ręce wędrowały po jej półnagim ciele, kiedy zabrałem się do rozpinania bielizny. Znieruchomiała. Gwałtownie wysunęła się spode mnie i chwyciła za koszulę.
- Dlaczego mi to robisz? Mia! - krzyknąłem
- To nie jest dobry pomysł!
- Dlaczego? Bo mnie nie lubisz? Bo sądzisz, że jestem słaby w łóżku. Bo boisz się. Bo co? Odpowiedz mi!
- Proszę ubierz się i wyjdź - podała mi koszulkę, która leżała na podłodze.
- Wiem, że tego pragniesz, tylko nie rozumiem dlaczego przerywasz. - stała oparta o ścianę i na jej policzkach widziałem łzy.
- Jeszcze tu wrócę i skończę to co zacząłem. - wyszedłem, usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami. Udałem się do domu. Byłem zły, wściekły. O co jej chodziło. Wpadłem do domu i usiadłem wygodnie w fotelu.
- Jak poszła matma?
- Nie rozumiem was! - warknąłem.  Moje dwie siostry siedziały na kanapie i oglądały jakieś show.
- Hej braciszku, Julia zadała przecież proste pytanie.
- Oj Tanja, Andiemu nie poszło z dziewczyną. - skrzywiłem się, jak ona mnie szybko rozszyfrowała. Już otwierałem usta...
- Bingo! O kogo chodzi i co takiego zrobiło to biedne dziewczę. - Jak zwykle była uśmiechnięta.
- Mia. - rzuciłem cicho.
- Czekaj czekaj. To ta sama co ci w matmie pomagała? A właśnie powiesz czy zaliczyłeś?
- Na dobry.
- No to barwo braciszku! - Tanja przybiła mi piątkę. Dlaczego musiała się wyprowadzić i zostawić mnie z tą wstrętną małpą.
- A co z tą Mią? - Ciekawska żmija.
- Szkoda gadać. Nie rozumiem jej i tyle. Muszę się zbierać na trening. Jedziecie ze mną?
- Jasne, może spotkam Haybocka.
- Haybocka? - zdziwiłem się, czego chciała od Austriaka.
- No Haybocka, a swoją drogą mógłbyś nas zapoznać.
- Co?
- Oj braciszku, świat jest piękny. Jedziemy?
- Tak - wziąłem samochód i ruszyliśmy w stronę skoczni. Była moją ulubioną, oddawałem na niej pierwsze skoki. Pamiętam też pierwszy upadek, nie był groźny, ale jednak mam ślad do dzisiaj. Niewielka rana przypomina mi o pobycie w szpitalu i krzyku mamy, że to koniec mojej przygody narciarskiej. Zaparkowałem, zabrałem kombinezon, plecak i udałem się w stronę domku.
- Andreas?
- Co?
- To co z tym Hayboeckiem?
- Zobaczymy - uśmiechnąłem się. Chłopaki szykowali się do skoków. Wszyscy zamierzali oddać skok treningowy przed jutrzejszymi zawodami. Przygotowany udałem się na górę.
- Siema, dawno cię nie widziałem.
- Michael, wiesz zaległości w budzie.
- Przechodziłem przez to. Skoki i nauka, okropny duet.
- Racja. Wiesz siostra męczy mnie żebym ją z tobą poznał - uśmiechnął się.
- Spoko, może jutro po zawodach w kawiarni?
- Przekaże, będzie skakać z radości. - nie wróżyło to nic dobrego. Będzie mnie męczyć pytaniami o Michiego i będzie jęczeć, że nie ma się w co ubrać. Tak też się stało. Wieczorem nie miałem życia, dlatego zamknąłem się w pokoju i włączyłem laptop. Przeglądałem fejsa, kiedy ujrzałem wiadomość.
[Przepraszam]
[[Spotkajmy się, dzisiaj?]]
[Nie!]
[[Mia!]]
[Nie mogę, nie chcę!!!]
[[Dlaczego? Mia co jest?!]]
[Wellinger nie możemy się kontaktować!]
[[Dlaczego?!!!!]]
[Za bardzo na mnie działasz!]
- O cholera! - minęło dobre pięć minut zanim odpisałem.
[[Więc nie rozumiem, dlaczego nie możemy się kontaktować?]]
[Bo nie! Pragnę cię Wellinger i nienawidzę cię! Daj mi spokój]
[[Mia! Spotkajmy się!]]
[Nie!]
[[Czemu!]]
[Powodzenia jutro!]
- Nie!- krzyknąłem, kiedy stała się niedostępna. Pragnie mnie, ale nie chce mnie. Nie wiem o co jej chodzi. Wsunąłem się pod kołdrę i zasnąłem.
_____________________________
Hej, hej. 
Chciałabym podziękować  Anette 15 i Marzycielllka.
Zostawiłyście pierwsze komentarze na moim blogu, które dały mi wielką mobilizację.

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział pierwszy ,,Not available"

- Andreas ruszaj się! Chyba, że chcesz się spóźnić do szkoły. A mówią, że to kobiety zawsze się spóźniają. - Eh - jem płatki na mleku. Została mi jeszcze połowa, a oni mnie poganiają. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Sportowiec musi zjeść w spokoju i nie może się śpieszyć, nawet gdyby się spóźnił do szkoły. Wielkie mi halo.
- Mamo, czy Andreas nie zachowuje się jak baba? Maruda, zrzędzi, nigdy nie ma się w co ubrać, tylko by się stroił przed lustrem i na zakupy latał, nie wspomnę o idealnie ułożonej fryzurze. - no tak Julia. Szybko mnie denerwuje. Jej docinki mnie wkurzają, ale staram się nie zwracać na nie uwagi
- Księżniczko ruszaj się! Ja nie chce się spóźnić do szkoły. - dwie łyżki do skończenia posiłku. Kiedy wypijam ostatnią wstaję i chowam miskę do zmywarki. Nałożyłem buty, kurtkę, a na głowę moją ulubioną fioletową czapkę z logo sponsora. Kto wymyślił chodzenie do szkoły? Powinienem być w Norwegii na konkursie Pucharu Świata, ale nie bo muszę chodzić 10 dni w ciągu jednego miesiąca do szkoły. Niestety taki mam warunek.

Pierwsza biologia. Na lekcji siedzę z moim kumplem Paulem. Jest jeszcze paru chłopaków, z którymi się dogaduje. Dziewczyn jest 13 i spałem z 12. Czemu wszystkich nie zaliczyłem, bo jedna niedostępna. Mia. Próbowałem, ale dostałem kosza. Jest inna, jako jedyna nie poleciała na mój wdzięk osobisty. Co to jest za laska. Bogini. Usiadłem na ławce i założyłem ramiona.
- Hej ślicznotko - uśmiechnąłem się, musi być moja.
- Znowu ty Wellinger! Odwal się! Codziennie muszę ci to powtarzać.
- Jesteś piękna jak się denerwujesz, że mam...
- ... że mam na ciebie ochotę. Tak, tak Wellinger. Naprawdę musimy przechodzić przez to każdego dnia.
- Widzisz, ale codziennie inaczej się kończy. Ale czekam aż zgodzisz się pójść ze mną na randkę.
- Za jakie grzechy. Po moim trupie!
- Wellinger! - słyszę wrzask za moimi plecami
- Ile razy ci mówiłam żebyś nie siadał na ławce. - No tak pani Richer. Nikt by nie uwierzył, ale też była moja. Niestety nikomu nie mogę się pochwalić, bo i ja i ona skończylibyśmy tragicznie. Włosy miała związane w koński ogon na czubku głowy. Nosiła czarne okulary. Idealnie pasowały do koloru jej włosów. Zawsze miała na sobie ciemne spodnie i sweter. Raz założyła miętową sukienkę, którą później z niej ściągnąłem.
- Wellinger to może opowiesz nam o budowie komórki zwierzęcej i roślinnej.
- Może... to zły pomysł.
- Szybko do odpowiedzi, zacznij od zwierzęcej - dobra nie powiem, że się nie uczyłem, bo teraz nic innego nie robię, ale za tydzień biorę udział w zawodach. Mój czas szkoły na ten miesiąc się kończy.
- Ocena bardzo dobra, siadaj.-Przesiedziałem resztę lekcji bazgrająć na końcu zeszytu.
- Nareszcie! - krzyknąłem. Dzwonek.
- O mój Boże. Historia!
- Mia, nie cieszysz się, że historia.
- Nie! Złapałem ją za rękę, ale natychmiast odpowiedziała siarczystym policzkiem w moja stronę.
- Dotknij mnie jeszcze raz, a dostaniesz mocniej. Fascynuje mnie ta dziewczyna. Ostra. Ciekawe jaka jest w łóżku.

- No hej słonko. - rzuciłem wchodząc do klasy.
- Masz swoją połowę ławki i nie masz prawa jej przekraczać.
- Może, blady, uważa, że idealnie do siebie pasujemy i dlatego nam kazał razem siedzieć.
- Marzenie, odsuń się - kocham historie, nie to, że mnie fascynuje, ale mogę siedzieć z moją kochaną Mia.
- Nie gap się na mnie! - warknęła.
- Co ja zrobię, że jesteś taka piękna. Ciekawe jak wyglądasz bez tego wdzianka! - szepnąłem jej do ucha.
- Wellinger! - krzyknęła, wszyscy na mnie spojrzeli
- Pani Steele, z ust mi to pani wyjęła! Wellinger do odpowiedzi!
- Znowu. - Został jeszcze pan i opowie mi pan o drugiej wojnie światowej. - dobrze, że zakuwałem wczoraj do późna. Kolejna ocena bardzo dobra. Nauka czasem nie jest bezużyteczna. Wróciłem do ławki.
- Pan gwiazda się uczy!
- Jesteś ze mnie dumna, cieszę się księżniczko. Przez całą lekcję moje oczy były skierowane na jej kobiece kształty. Po szkole wróciłem do domu i od razu zabrałem się za naukę. Wpadł mi do głowy pewien pomysł wziąłem telefon o wybiłem numer.
 - Potrzebuje dwóch biletów na sobotnie zawody!

- Cholera! - krzyknąłem, gdy mój budzik zaczął dzwonić na cały pokój. Nienawidzę, kiedy wiem, że muszę wstać i iść do szkoły. Wyłączyłem go. Nastała cisza. Wyciągnąłem z szafy granatowe spodnie i koszulę. Z dołu dolatywały pyszne zapachy. Zszedłem do kuchni by sprawdzić co zjem na śniadanie.
- Kocham cię mamo - powiedziałem, gdy na stole zobaczyłem talerz z naleśnikami i od razu się za nie zabrałem. Naleśniki z dżemem brzoskwiniowym dają mi energię na cały dzień
- Księżniczka głodna nic nowego, ale przypominam ci, że dzisiaj robisz obiad.
- Pojebało cię? - zdziwiłem się
- Andreas! Wyrażaj się!
- Oj mamo!
- Sam mówiłeś, że we wtorek robisz obiad.
- Idiotka!- szepnąłem pod uchem.
- Dzieci zbierajcie się do szkoły!
- Julia działa mi na nerwy, dziwie się, że jeszcze żyje. Paul ostatnio stwierdził, że mu się podoba, ale zastanawia mnie każdego dnia co w niej zobaczył. Ja? Obiad? Pojebało ją?

Dotarłem do szkoły. Pierwsza matematyka. Nienawidzę jej, to najgorszy przedmiot jaki wymyślili. Wczoraj próbowałem nauczyć się tych cholernych wzorów i rozwiązywać zadania, ale nic mi nie wychodziło. Usiadłem w ostatniej ławce.
 - Witam królewnę! - powiedziałem dziewczynie siedzącej przede mną. Miała na sobie biały top i czarne rurki.
- Dzień dobry- weszła do klasy matematyczka. Dzisiaj zrobimy cztery zadania. Rozdała kartki, kiedy dotarła do naszego stolika zatrzymała się.
- Pana Wellingera zapraszam do pierwszego zadania.
- Pani profesor, może ktoś inny?
- Zapraszam pana - Stałem przy tej tablicy jak idiota. Nic nie umiałem. Wypisałem tylko dane i błędne wzory, których wczoraj się uczyłem.
- Panie Wellinger i co mam z panem zrobić.
- Uczyłem się, ale nie moja wina, że tego nie rozumiem.
- Ma pan czas do piątku, aby nadrobić zaległości i myślę, że panna Steele panu pomoże.- Profesorka zwróciła się w stronę dziewczyny, a ja stałem uśmiechnięty i przyglądałem się jej.
- Ja? Dlaczego ja? - rzuciła Mia. - Doskonale pani rozumie przerabiany materiał i pomoże wytłumaczyć panu Wellingerowi. Dogadajcie się. Siadaj. - zajrzałem do zeszytu. Niestety. Niedostateczny. Mia będzie moją korepetytorką, nie mogę się doczekać. Próbowałem jakoś rozwiązać te zadania na lekcji, ale nic nie szło, więc przepisałem z tablicy. Dostaliśmy 3 zadania na jutro. Usłyszałem dzwonek.
- Na kiedy się umawiamy?
- Boże, za co mnie karasz - uśmiechnąłem się. - Dzisiaj?
- Doskonale, wiedziałem, że w końcu zgodzisz się na randkę, u mnie o 16:00. - ruszyłem w stronę wyjścia.
- To nie randka! - usłyszałem tylko krzyk. Miałem dwa wf. Na jednym gimnastyka, a na drugim siatkówka. Coś co poza skakaniem mnie interesowało. Niemiecki. Fizyka. Chemia. I na końcu moja długo oczekiwana lekcja - historia. Wszedłem do klasy dawano po dzwonku. Blady już był, w końcu zaczął pytać.
- Przepraszam za spóźnienie - rzuciłem i poszedłem w stronę ławki.
- Miałam nadzieję, że nie przyjdziesz. - uśmiechnąłem się, nic nie mówiąc. Zaskoczyło ją to. Nauczyciel miał dzisiaj dobry humor więc zapowiedział, że będzie pytał całą lekcje, a my mamy czytać kolejny temat. Wyjąłem z książki kopertę i przesunąłem pod dłonie dziewczyny.
- Co to ma znaczyć?
- Otwórz to się przekonasz. - Wellinger! - warknęła i otworzyła kopertę.
- Dwa bilety na piątkowy konkurs. Możesz zabrać kogo chcesz. - patrzyła na mnie jak w obrazek.
- No wiem, że ci się podobam, ale tutaj Mia, to zły pomysł. Poczekajmy z tym do 16:00.
- Idiota!
- Panna Steele zapraszam z zeszytem - Mia była ostatnią osobą, którą zapytał. Dzień w szkole dobiegł końca. Teraz mam wymarzoną randkę z diabełkiem. Pociąga mnie ta dziewczyna.

 Siedzę w salonie i gapię się w ten zegarek. 14:44. Mia przyjdzie o 16:00. Czas leci wolno. Sięgam po szklankę z wodą, nagle zauważam mała karteczkę od wrednej małpy. [Co na obiad braciszku?] Wstrętna świnia. Przyglądam się i czytam. Zerkam ponownie na zegarek. 14:50.
- Zwariuje! - krzyczę, dobrze, że jestem sam. Wstawiłem wodę na makaron. Postanowiłem zrobić spaghetti carbonara. Nałożyłem posiłek na dwa talerze, wziąłem wino i zaniosłem do mojego pokoju.
- Cholera! Julia! - wpadłem na nią schodząc na dół.
 - Przepraszam Andy.
- I koszula do kosza przez twoją głupotę. - Cały przód wymazany sosem od spaghetti. Zdjąłem ją i rzuciłem w nią.
- Nie wiem co zrobisz, ale ma wrócić do mnie czysta.
- Andy spodziewasz się kogoś? - usłyszałem dzwonek.
- Cholera. Mia. Pomaga mi w matmie.
- No to ja idę do siebie, a ty otwórz drzwi.- zatrzymałem się przed drzwiami i pociągnąłem za klamkę.
- Zapraszam - otworzyłem drzwi.
- Kurna, Wellinger bez żartów. Ubieraj się albo wychodzę.
- Spoko, wypadek przy pracy. Chodź złapałem ją za rękę i pociągnąłem na górę.
- Łapy przy sobie - wyrwała swoją dłoń.
- Jasne, ale zawsze możesz zmienić zdanie.
- Co to ma kurwa być? - warknęła, wchodząc do mojego pokoju.
- Hm... Kolacja? - Wellinger nie przyszłam jeść tylko ci pomóc.
- Nie chcesz jeść to nie, ale przykro mi ja jestem głodny. Nie zacznę myśleć jak nie zjem.
- A ty w ogóle myślisz.
- Ha ha ha. Wina?
- Nic tam nie dolałeś?
- Nie pomyślałem o tym. - Puściłem jej oczko.
- Jedz i zaczynajmy! - Siedziałem na łóżku jedząc makaron. Mia stała przy biurku z kieliszkiem białego wina rozglądając się po pokoju. Wzrok skierowała na wiszące zdjęcie.
- Od kiedy skaczesz? - zapytała i wyciągnęła z torebki dwa bilety - nie mogę ich przyjąć - dodała
 - Od dawna skaczę, Mia nie obchodzi mnie, że nie możesz, musisz je przyjąć i przyjść w sobotę pokibicować swojemu uczniowi. - uśmiechnęła się i spojrzała na mój talerz.
- Wygląda na to, że skończyłeś jeść! - siedziałem na łóżku i słuchałem co mi tłumaczyła. Rozwiązywała zadanie a ja patrzyłem na jej kasztanowe oczy i malinowe usta. Wziąłem do ręki wino i napełniłem kieliszki.
- Chcesz mnie upić?
- Nie zaprzeczę, że byłbym zadowolony.
- Dobra Wellinger, jeszcze jedno zadanie i na dzisiaj wystarczy, może wpadnę jutro.
- Jakie kupić wino?
- Woda wystarczy, a teraz trzymaj i rozwiązuj. - Jakoś mi poszło. W sumie to nie takie trudne, gdy wszystko podstawi się do wzorów.
- No i bomba, może sam sobie poradzisz jutro? - patrzy mi w oczy chyba pierwszy raz w życiu. Przysuwam się bliżej. Odsuwa się. Pochylam się i nasze usta się stykają. Zwykły pocałunek zmienia się w namiętny. Delikatnie zsuwam z niej sweter i podwijam top do góry. Moje dłonie wędrują na jej uda. Odpycha mnie i wybiega z pokoju.
- Mia! - krzyczę.
 __________________________
Rozdział dedykuję Paulince - mojej kochanej doradczyni

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Prolog

- Chodź - szepnęła mi do ucha. Miała na sobie czarną obcisłą sukienkę, która idealnie podkreślała jej kobiece kształty. W jej zielonych oczach widziałem pragnienie. Złapała mnie za rękę i poszliśmy w stronę łazienek. Na nasze szczęście nikogo nie było. Oparłem ją o ścianę i wbiłem się w usta. Była taka słodka. Jak wszystkie, które które śliniły się na mój widok.
 - Chodźmy do mnie - powiedziałem, ale ona włożyła dłonie pod moją koszulkę i całowała tors. Mój organizm mocno się jej domagał. Skierowaliśmy się do kabiny. Przekręciłem klucz i zabrałem się za to co powinienem był już dawno. Przycisnąłem ją do ściny. Moje ręce wędrowały wzdłuż jej ud. Uśmiech na mojej twarzy pojawiał się szybko. Moja lista się powiększyła.
 __________________________
 Zaczynamy!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ